Melanie
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi a następnie huk, niczym
rzut workiem ziemniaków. Nie otwierałam oczu. Ostrożne szmery a następnie ciche
przekleństwa. Przeszedł mnie dreszcz. Poczułam, że z prawej strony moje łóżko
zaczyna się uginać. Czyjaś ręka dotknęła mojej łydki. Wpadłam w popłoch i
kopnęłam z całej siły w powietrze. Nastąpiła chwilowa cisza. Serce biło mi jak
oszalałe. W powietrzu czułam czyjąś obecność. Już miałam zacząć wrzeszczeć,
kiedy czyjaś dłoń przysłoniła mi usta. Wystraszyłam się. Zaczęłam wierzgać
nogami i rękami. Nie chciałam zostać uduszona. W tamtym momencie pomyślałam o
wszystkich dotychczasowych miłych momentach w moim życiu. Zacisnęłam mocno zęby
na ręce oprawcy.
- Ała!- stłumił ból, który mu zadałam. – To ja skarbie, to
tylko ja.
Wyostrzyłam wzrok a następnie podkurczyłam nogi i
ustabilizowałam oddech siedząc na przeciwnej krawędzi łóżka. W ciemności trudno
było rozpoznać sylwetkę. Ayden oparł się o metalową szafkę.
- Gdzie ty byłeś idioto? Dlaczego…
- Mel.. kotku.
Zacisnęłam rękę na poduszce, jak gdybym chciała aby
posłużyła mi za tarczę, gdyby mężczyzna stojący po drugiej stronie łóżka chciał
ponownie się na mnie rzucić.
- Wiesz jak się wystraszyłam?! Boli mnie prawie każda
cząstka mojego ciała a na domiar złego gdy tylko się budziłam moje myśli
wędrowały do Ciebie. Co robisz, dlaczego mnie zostawiłeś. Zaraz, chwila. Czy
ty..
Urwałam pytanie. Pochyliłam się w stronę Aya i zaczerpnęłam
w nozdrza powietrza. Śmierdział alkoholem i smażonymi frytkami. Problem był
taki, że on nie jadł nigdy frytek.
- Nie wierzę.
Zamilkłam wpatrując się w błyszczące kryształki jego oczu.
Tylko ten obiekt udało mi się zweryfikować w ciemności. Chwiał się raz w jedną,
raz w drugą stronę.
- Jestem pijany, przepraszam… przepraszam Melanie, bar był…
nie chciałem, ale powiedziałaś, że nazywasz się, hmmm, jak to było.
Ujął w dłonie twarz jakby chciał zatrzymać wirujący świat w
swoim umyśle i próbował coś w nim odnaleźć. Następnie porywczo opuścił ręce zahaczając
przy tym dłonią o stojącą na stoliku szklankę, która zbiła się z głośnym
impetem. Kawałki szkła rozsypały się po podłodze. Miałam to szczęście, że
leżałam sama na sali. Teraz kiedy odwrócił się w stronę drzwi mogłam odczytać z
jego twarzy więcej emocji. Światło z korytarza rozjaśniło smutny wyraz twarzy
Aya. Wyglądał jak sześciolatek, który skruszony czeka na dalszy rozwój zdarzeń.
- Schowaj się pod tamto łóżko! Szybko!
Poprawiłam pościel. Odliczyłam w myślach do jedenastu i do
pokoju weszła pielęgniarka. Zapaliła światło, a ja modliłam się w duchu, by nie
zaglądała pod łóżka. Nie chciałam, aby zabrali Aydena do izby wytrzeźwień. Dość
długo czekałam, by pojawił się przy mnie. Teraz nie byłam w stanie oddać go
nikomu. Potrzebowałam jego czułości. Oczywiście przepełniała mnie złość, ale
byłam w stanie to przeboleć.
Bernette, bo tak odczytałam ze srebrnej plakietki na jej
piersi, była kobietą w podeszłym wieku. Wśród jej czarnych farbowanych włosów,
gdzieniegdzie prześwitywały szlachetne srebrne pasma. Jej niebieskie ubranie
dopełniały białe, gumowe klapki. Była pogodną kobietą z dużą ilością piegów i
zmarszczek. Kąciki ust wygięła lekko w górę. Mimo rysującego się na twarzy
zmęczenia, czujnie mi się przyjrzała.
- Słyszałam hałas, coś się… Matko Boska!- przesunęła po
podłodze nogą usuwając kilka odłamków szklanki na bok – Nic Pani nie jest? –
Zaczęła kręcić się po sali.- Zaraz wszystko zamiotę, tylko powie mi Pani
jeszcze – nie potrafię doprecyzować jakim magicznym cudem ta kobieta miała już
w swoich dłoniach miotłę – Jak się Pani czuje?- Zatrzymała się i utkwiła swój
wzrok we mnie.
- Dobrze – odparłam zgodnie z prawdą. Gorzej z moim
partnerem.
- Ah, jak dobrze – zwinnie poruszała się między
poszczególnymi łóżkami, gromadząc coraz większa ilość szkła – może ma Pani
ochotę na herbatę, mogę przygotować coś ciepłego. W takie noce jak ta
człowiekowi zdaje się zamarzać. Wiem, że to jeszcze nie grudzień, ale prawdę
mówiąc ja od rana nie mogę ogrzać swoich rąk. Co innego moja wnuczka. Ma
dziesięć lat. Wie Pani, młoda dziewczynka. Ja to już mam swoje przeżyte. Zawsze
przychodzi do mnie i mówi…
Niebezpiecznie zbliżyła się do łóżka pod którym leżał Ayden.
Otworzyłam szeroko oczy. Ta poczciwa kobieta dostanie zawału jak go tam
zobaczy. Ugięła kolana jakby chciała pochylić się nad posłaniem. Zamaszystym
ruchem zrobiła kolejny łuk miotłą.
- Aa! – wyrwało się z moich płuc. Teraz spojrzała na mnie
uważnie zastygając w miejscu niczym figura woskowa.
- Coś Panią zabolało?- zamrugała energicznie oczami i
zaprzestała zamiatać.
- Nie, tylko – od chrypnęłam w poszukiwaniu kolejnych słów –
Słabo Panią słyszę.
Bernette uśmiechnęła się poczciwie. Miała naprawdę ładny
uśmiech i szereg prostych zębów. Ku mojemu zaskoczeniu przestała sprzątać i
oddaliła się od łóżka. Wrzuciła szkło do śmietnika i usiadła na krześle obok
mnie.
- Co więc mówi Pani wnuczka?
- Wiek to tylko liczba, babciu.
Teraz to i mnie udziela się uśmiech. Tymczasem ona wyciąga z
szafki butelkę z wodą i kładzie na wierzchu. Jestem ciekawa ile pracuje już w
tym szpitalu, bo naprawdę miałam ochotę zgasić swoje pragnienie. Bernette
przypomina mi dobrą wróżkę, która spełnia drobne marzenia.
- Tak czy owak jest późna godzina nawet dla takich staruszek
jak ja – delikatnie się śmieje i poprawia mi poduszkę – Proszę spróbować
zasnąć, jeśli coś by się działo jestem na zewnątrz.
Po czym stoi już przy drzwiach i zamyka je ze spokojem za
sobą. Teraz zza okna wpada na mnie białe światło księżyca. Jest przepiękny.
Przypomina mi o chwilach spędzonych na dachu w celu obserwacji gwiazd.
Wyglądają jak diamenty, których nikt nie może posiadać. Natomiast ja patrzę
zawsze na jedną i tę samą. Wydaje się to niemożliwe, ale gdy codziennie szukasz
na mapie nieba drobnego punktu, zaczynasz być w tym mistrzem. Moją gwiazdę
ofiarował mi Ay, gdy obudziłam się w środku nocy rozgorączkowana kolejnym
koszmarem. Przytulił mnie mocno i wskazał palcem punkt obok małego wozu.
- Widzisz ją?
Potrząsnęłam głową.
- Jest Twoja. Gdy się
obudzisz a mnie nie będzie przy tobie, zawsze na nią patrz. Będę tam wiecznie
sercem.
Otrząsnęłam się z zamyślenia i szepnęłam:
- Ayden śpisz?
Nie otrzymałam odpowiedzi, ale po chwili usłyszałam szmery.
Wiedziałam, że nie czuje się najlepiej a jednak stara się nie zwracać niczyjej
uwagi. Drugą stroną medalu było to, czy mu to wychodzi. Tym razem wsunął się
pod moją pościel.
Objął mnie w talii, przyciągając w ten sposób do siebie i wtulając nos w moją szyję. Przylgnęłam do niego mocniej, gładząc jego
umięśnione barki. Nadal czuć było gorzką woń tequili. Zignorowałam to. Nie
mogłam powstrzymać się od pocałowania jego miękkich ust. Rozluźniłam uścisk aby
musnąć jego twarz opuszkami palców. Zaczęłam spokojnie kreślić malutkie kółka.
Odpowiedzią na ten gest było spojrzenie pełne miłości. Zanurzył dłoń w moich
włosach i przycisnął usta do swoich ust. Zamknęłam oczy i
pozwoliłam trwać nam w tej chwili do rana.