Po skończonym śniadaniu, włożyłam lepkie od soku szklanki i
talerze do zmywarki. Prostując ciało poczułam ciepłe dłonie Aydena wsuwające
się pod moją bluzkę i finezyjnie muskające moją skórę. Przeszedł mnie przyjemny
dreszcz. Jego usta zaczęły obsypywać moją szyję gorącymi pocałunkami.
Zachichotałam, a on zbliżył wargi do mojego ucha.
- Dałabyś zaprosić się dziś na obiad?
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie wciąż dźwięczało mi echo
jego słów. Chciałam by ta chwila nie miała końca.
- W takim razie muszę odmówić spotkania z Grace.
- To chyba nie jest kłopot.
Właśnie w tym momencie
zadzwonił telefon odrywając go ode mnie. Odskoczył jak poparzony rzucając mi
figlarny uśmiech i znikając w pokoju. Zamknął drzwi i dopiero wtedy usłyszałam
stłumioną rozmowę. O ile niektóre kobiety złoszczą się, gdy kończą się
wyprzedaże w sklepach, nie ma rozmiaru fantastycznej sukienki lub gdy ktoś nazywa
je grubymi, pustymi zołzami, o tyle mnie wyprowadza z równowagi fakt ukrywania
pewnych spraw. Tak właśnie było teraz. Wydawało się, że coś człowiekowi umyka,
że nie jest się na tyle otwartym by druga osoba mogłaby zaufać i przekazać swoje
sekrety. Nie potrafiłam zidentyfikować skąd rodziły się we mnie takie a nie
inne odczucia. Moje myśli wędrowały niczym liście na wietrze w różne czarne
zakamarki, co często prowadziło do wzmożonej ostrożności. Ayden zapytał mnie
kiedyś, czy lubię niespodzianki. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że ich
nienawidzę. Żywię ogromną urazę do tego typu prezentów. Prawdę mówiąc
zastanawiałam się, czy wiąże się to z moja przeszłością, ale kompletnie nie
pamiętam dzieciństwa. Jak gdybym został go pozbawiona. Nie potrafię określić
jak pachniały włosy matki lub które słodycze wywoływały we mnie tęczę doznań.
Przepełniona goryczą sytuacji sięgnęłam po kurtkę i wyszłam z mieszkania.
Początkowo miałam zamiar przebiec się do Central Parku.
Jednak uznałam, że spotkam tam zbyt wielu znajomych, a nie miałam ochoty na
rozmowę. Po dwudziestu minutach wróciłam do mieszkania. Szybko zorientowałam
się, że mężczyzny nie ma w domu. Na stoliku leżała niechlujnie wyrwana
karteczka. Zamieszczone na niej słowa głosiły: „ Nie denerwuj się skarbie”.
- Niech Cię szlag, Ay.
Takim sposobem całe przedpołudnie było tylko moje. Miałam
parę spraw dotyczących projektów, z którymi szybko się uwinęłam dlatego resztę
czasu przeznaczyłam na czytanie „Fałszerzy” – André Gide. Nagle z książki wypadła fotografia. Podniosłam
ją z podłogi i moim oczom ukazał się rozpromieniony Ay z rudą kobietą. Pierwszy
raz widziałam tą twarz. Bujne loki spadały na jej ramiona a oczy świeciły jak
gwiazdy. Raptownie usłyszałam dźwięk kluczy i wcisnęłam fotografię do kieszeni
spodni.
Pół godziny jazdy przez Columbus Ave do jednej z najdroższych
restauracji minęła nam szybko. Eleven Maison zdobyło trzy gwiazdki michelin za
niespotykaną kuchnię i cudowną atmosferę. Byłam tym bardziej zaskoczona gdy na
stoliku pojawiło się białe, niemieckie wino Schloss Lieser.
- Co to za okazja, że mój chłopak zabiera mnie do tak
luksusowej restauracji?
- Zwykła sobota – odparł popijając trunek.
- Awans?
- Nie.
- Kumplowi przyszło na świat dziecko?
- Zgaduj dalej.
- Wygrałeś w loterii i teraz możemy codziennie tu jadać
zamiast męczyć się przy twoich grzankach.
Wybuchł śmiechem po czym dodał:
- Moje grzanki to najlepsze danie jakie dotąd jadłaś.
- Masz racje, są codziennie. Nie dajesz mi wyboru.
Ujął moją rękę i
spojrzał prosto w oczy. Wtedy znienacka przechodząca obok kelnerka
upuściła tacę i rzuciła się na mnie pchając z taką siłą, że wylądowałam na
podłodze. Usłyszałam przerażenie na sali. Moja głowa bezwładnie uderzyła o
posadzkę, jednak to nie był koniec. Nastąpiła seria kopnięć tak silnych, że
nikt ich nie przewidywał. Zwijałam się z bólu. Usłyszałam padające na sali imię. Kobieta miała okropny grymas na twarzy i przeraźliwie krzyczała. Obraz zaczął się zamazywać. Szarpnęła mnie za
sukienkę i z całej siły uderzyła w twarz. Nieznośny pisk w uszach i smak krwi
na języku. Miałam mroczki przed oczami. To wszystko działo się tak szybko. Tak
niespodziewanie. Przez ułamek sekundy dostrzegłam tatuaż kobiety. Był jak urzeczywistniony element z moich koszmarów. Kelnerka sięgała już w stronę moich włosów, gdy Ayden
naskoczył na nią i przycisnął do podłogi z taką determinacją jakiej jeszcze nigdy nie
widziałam. Patrzył na mnie. Nagle zrobił się istny harmider. Wokół
pojawiło się sporo osób. Byłam otumaniona. Dotknęłam ręką policzka i uniosłam
dłoń na wysokość oczu. Była cała lepka od krwi. Wtedy obraz zaczął czernieć i
zamazywać się. Widziałam zarys twarzy zrozpaczonego Aydena i nagle było już
definitywnie ciemno.
świetny <3
OdpowiedzUsuń