czwartek, 1 września 2016

1.



Trzymałam go mocno. Tak bardzo, że palce zaczęły stopniowo czerwienieć. Był ostry ze zwykłą drewnianą rączką. Nic szczególnego. Odbijał jasność świecącego księżyca. Cała dygotałam przez przeszywające mnie zimno znad morza. Poranna bryza była dla wielu początkiem pięknego dnia. Piasek pod stopami był wilgotny. Jednak bałam się spojrzeć w dół. Wiedziałam, że nie był on tak przyjemnie mokry za sprawą fal. Tylko krwi.  Krwi leżącego obok człowieka.
Nagle z ciemności wyłonił się czarny mężczyzna. Wpatrywałam się w jego oczy niezdolna do wykonania żadnego ruchu. Niczym posąg stałam dumnie w miejscu. Prawdziwym przeciwieństwem było moje wnętrze, które krzyczało, chciało uciekać. Mężczyzna stanął i sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni. Wtedy zauważyłam tatuaż na jego przedramieniu. On natomiast uniósł dłoń do góry. Miał pistolet.

- Melanie! – szarpnął mną. – Obudź się, słyszysz? To tylko zły sen.
Byłam blada z przerażenia. Dłonią otarłam drobne krople z czoła. Ayden patrzył na mnie z troską. Tak bardzo cieszyłam się, że był obok. Natychmiast otulił mnie ramieniem i zaczął gładzić po włosach.
- Spokojnie.
Jego szept natychmiast mnie relaksował. Dawał poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Był tym czego potrzebowałam w tej chwili najbardziej.
- Zrobię ci śniadanie, dobrze? – odparł, gdy uznał, że przestałam się trząść a moje serce nie bije już jak stado biegnących słoni.
Po paru minutach poczułam swąd z kuchni. Znowu przypalił grzanki. Nie był idealnym kucharzem, ale doceniałam każdy gest. Założyłam na siebie rozciągnięty sweter i przeszłam boso do jadalni. Uśmiechnął się na mój widok.
- Grzanki trochę mi nie wyszły, ale za to mamy pyszny sok z pomarańczy i świeże bułki.
Na jego twarzy pokazał się rząd równych, białych zębów. Nadal przyglądałam się mu z ciekawością. Wyjął talerze z górnej pułki prężąc przy tym mięśnie. Imponował mi nie tyle jego zewnętrzy wygląd, co wkład w moje dobre samopoczucie.

Rozpoczynała się słoneczna sobota w Nowym Yorku. Mieszkaliśmy sześć minut od Central Parku. Uważałam to miejsce za najdoskonalsze. Nie wyobrażałam sobie życia gdzieś indziej, choć mieszkałam tu dopiero drugi rok. Tyle minęło od czasu gdy przemoczona, z jedną walizką i brakiem pomysłu na życie usiadłam na schodach jednej z kamienic na W111 Street. Nie miałam gdzie się podziać. Tak więc zdana na siebie wyciągnęłam jedyną fotografię rodziców jaką miałam i zatraciłam się w wspomnieniach.
- Nie przystoi tak moknąć w mieście marzeń.
Ayden tak nazywał Nowy York. Wierzył, że i jemu tu właśnie się poszczęści. I miał rację. Rok później jego firma ustabilizowała się w głównym rankingu nowojorskich przedsiębiorstw.
W tamtej chwili przeraziłam się, bo wiedziałam, że zawadzam przed czyimś mieszkaniem. Lecz on zdał się na jeszcze odważniejszy krok i przysiadł na mokrych schodach obok mnie.
- Twoi rodzice?
- Tak. – spuściłam wzrok.
- Co taka dziewczyna jak ty robi o północy na dworze?
- Rozmyśla.
- Nad czym?
- Nad życiem.
Zamilkł. Najwyraźniej znał znaczenie nocnych demonów, które nawiedzają każdego przed snem. Wtedy najprzejrzyściej widzimy swoje życie. W szczególności błędy, które popełniamy. Jednak nie wszystkie błędy są złe. Niektóre rzeczy prowadzą do zmian, które z kolei okazują się trafnymi  decyzjami.
- Dasz się zaprosić na herbatę? Przy gorącej filiżance myślenie idzie lżej.
Wtedy po raz pierwszy na niego spojrzałam. Miał gęste brązowe włosy, zaczesane do góry choć deszcz zaczynał wszystko niszczyć. Ciemne, prawie czarne oczy, które natychmiast wywołały w moim sercu przyjemne ciepło. Czułam, że mogę mu zaufać.  Po za tym wszystkim idealny nos. Nie za duży, nie za mały. Oraz piękne, pełne usta, które teraz uśmiechały się do mnie ochoczo.
- Bardzo chciałabym skorzystać z okazji, ale pozwól, że posiedzę tu jeszcze chwilkę a rano zniknę.
Natychmiast ułożył usta w wąską kreskę. Nie zaprotestował ani nie namawiał. Po prostu wstał i odszedł zamykając za sobą ciężkie drzwi. Ogarnęła mnie chwilowa nostalgia. Byłam ciekawa jak wyglądał jego dom od środka. Czy w świetle żarówek i ciepła domowego nadal był tak przystojny. Zastanawiało mnie co teraz robi. Czy spojrzał przez okno, aby stwierdzić, że już sobie poszłam. Niewątpliwie wywołał we mnie jedyne pozytywne emocje tego dnia. Byłam mu wdzięczna. Jedną herbatą rozpalił we mnie płomień nadziei. Malutkie światełko na lepsze życie. Teraz zaczęło dogasać wraz z każdą kolejną kroplą spadającą z czubka mojego małego nosa.
Nagle drzwi otworzyły się ponownie. Odwróciłam się lekko przerażona. W progu stał on z herbatą i spalonymi grzankami.
- Grzanki trochę mi nie wyszły, ale za to herbata jest doskonała.

8 komentarzy:

  1. Nareszcie, tyle czekałam na nowe opowiadanie :D Rozdział świetny, nie mogę się doczekać następnego :) Widzimy się jutro w szkole :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za tak długą przerwę i dziękuję z całego serduszka za czekanie <3 Do jutra :*

      Usuń
  2. Ale super!!
    http://herewegomotivation.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie , masz wielką wyobraźnię i kreatywność :)
    Pozdrawiam
    http://mylifeiswonderful9.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś naprawdę kreatywna... Czekam na kolejnego posta!

    Dziękuje za komentarz u mnie! W wolnej chwili zapraszam ponownie :)
    http://modaiurodawedlugjulii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział, oby tak dalej :*

    http://wooho11.blogspot.com/ - Zapraszam <3 Jeśli Ci się spodoba - zaobserwuj :* Na pewno się odwdzięczę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie się zaczyna. Naprawdę całkiem inne rozpoczęcie od tych wszystkich schematycznych opowiadań. "Nazywam się Maja mam 15 lat" ble, ble, ble to nudne. Zaczęłaś całkiem inaczej i to mi się podoba. Obserwuje!

    http://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Super opowiadanie, może jest tam z jednen, dwa błędy, ale to nic. Zaczęłaś super, mega mi sie podoba <3

    OdpowiedzUsuń

.

Elegant Rose - Move